Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/647

Ta strona została przepisana.

rzucał z wierzchu tych co leżeli na rycerzu w szyszaku złotym.
Ręką drżącą, z okiem natężoném, odsłonił przyłbicę hełmu.
— Jego germek! rzekł, nic więcéj tylko germek!
— Lecz to są zbroje Księcia. Tylko że nie ma korony na hełmie.
— Nikczemny! nikczemny! Niegodziwiec ubrał germka w swoją zbroję, aby łatwiéj uciekać.... Lecz przewidziałem to wszystko, i kazałem otoczyć równinę, nie będzie mógł przebyć przez rzekę... Ale otóż i jeńcy, których moi wierni Maurowie prowadzą... niewątpliwie między niemi się znajduje.
— Szukajcie pomiędzy innemi trupami, rzekł Grailly do żołniérzy, którzy podwajali usiłowania; pięćset piastrów temu, kto go żyjącego wynajdzie.
— Tysiąc dukatów kto go znajdzie nieżywego, ozwał don Pedro. Idę na spotkanie jeńców prowadzonych przez Mothrila.
Don Pedro dosiadł konia; za nim liczni rycerze ciekawi ujrzéć nastręczającą się im scenę, dążył do miejsca, w którém można było widziéć oddział Maurów w ubiorach białych, pędzących przed sobą tłum zbiegów, których opodal zebrali.
— Zdaje mi się, że go widzę! zdaje mi się że go widzę zawył don Pedro przyśpieszając.
Wymówił te słowa jadąc koło jeńców bretońskich.