Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/909

Ta strona została przepisana.

ścią, nawet znajdowała jakaś słodycz w tém odosobnieniu, które ją zapewniało, że Mauléon myśli o zbliżeniu się do niéj.
Mieszkanie jéj było w apartamentach najbardziéj oddalonych od zamku; tam, sama z swemi kobiétami, w nieczynności, marzeniu, patrzyła się na okolice z okna, które, że tak powiém, wisiało nad przepaścią skał Montielu.
Kiedy don Pedro ją odwiedzał, była dla niego z ową dobrocią obojętną i umiarkowaną, która dla kobiét niezdolnych powściągać się, jest najwyższym wysileniem hipokryzyi, obojętnością tak niepojętą, że zarozumiali mogliby ją poczytać jako nieśmiałość początkującéj miłości.
Don Pedro nigdy nie doświadczał oporu; najdumniejsza z kobiét Marja de Padilla przecież go kochała, przekładała nad wszystko, jakżeby nieuwierzył miłości Aissy, nadewszystko kiedy śmierć Maryi i szkalowania Mothrila przekonały go, że serce jego córki było czyste i wolne od wszelkiéj myśli miłosnéj?
Mothril uważnie baczył na każdą wizytę don Pedry, ani jeden wyraz króla nie był dla niego bez znaczenia; nie lubił kiedy Aissa choć słowo przemawiała. twierdząc: iż stan jéj choroby wymaga jak największéj spokojności: przytém niepokoił się ciągle stosunkami don Pedry jakie miał z zamkowemi ludźmi, stosunkami, które mogłyby wydać królowi Ais-