Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/92

Ta strona została przepisana.

— Słusznie odrzekł Mothril, składając ręce na piersi, i skłaniając głowę aż do szyi swojego konia, i jego uniżony niewolnik źle postąpił mówiąc o tem.
Było to właśnie w téj chwili, kiedy przybywano na miejsce wieczornego spoczynku i gdzie się zatrzymano aby rozbić namioty.
Kiedy Maur oddalił się, aby być obecnym przy zdjęciu lektyki, don Fryderyk zbliżył się do rycerza.
— Nie mów, rzecze żywo, o tem co dotyczę króla lub donny Blanki, ani mnie, przy tym przeklętym Maurze, którego wielką mam ochotę; aby mój pies zdusił, nie mów nic aż do wieczornéj biesiady, bo wtedy będziemy sami, i możemy dowolnie rozmawiać.
— A Mothril, czy nie będzie znowu, jak zawsze?
— Mothril będzie musiał zostawić nas samych, nie jada on z chrześcijanami, prócz tego musi czuwać nad swoją lektyką.
— Więc to skarb zamyka w sobie ta lektyka?
— Tak, odpowiedział don Fryderyk uśmiechając się, nie mylisz się wcale skarb.
W téj chwili Fernand zbliżył się, Agenor dosyć popełnił w tym dniu niestosowności, i lękał się nowych; powstrzymywana ciekawość była tem żywszą.
Fernand przybliżył się dla przyjęcia rozkazów swego pana, bowiem namiot don Fryderyka był rozłożony na środku pola.