Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/981

Ta strona została przepisana.

Mothril wrzasnął szalenie.
— Cóż mam czynić? mówił daléj Mothril. radź mi, czas nagli, dziś wieczór forteca będzie oddaną chrześcijanom; dziś wieczór umrę, a ty jako cześć łupu należeć będziesz do tych niewiernych wodzów.
— Cóż powiedział Agenor?
— Przedstawiał okropny środek, który cię przekona jak dalece niebezpieczeństwo jest wielkie.
— Środek ocalenia?
— Środek ucieczki.
— Powiedz.
— Patrz przez te okno. Widzisz jak ta strona skały jest szczególnie; sterczącą, że spada w głąb wąwozu, tak, iż uwaga na ten punkt byłaby zbyteczną, gdyż tylko ptaki swoim lotem, lub węże pełzaniem mogą się tam lub napowrót dostać, przytém nie czuwają już na don Pedra, Francuzi zupełnie ten punkt opuścili.
Aissa zatopiła swój wzrok w tonie, którą już pokrywać zaczęła czarna powłoka zbliżającej się nocy.
— I cóż? rzekła.
— Oto frank radził mi przywiązać sznur do prętów téj kraty, i spuścić ją w wąwóz.... tak samo, jak to chcieliśmy zrobić dla don Pedra, i tak samo jakby i on zrobił, jeżeliby mógł znaleść na dole dobrego konia. Radził mi przyczepie się wraz z tobą do węzłów tego sznura i spuścić się w wąwóz, naówczas, kiedy wojsko chrześcijańskie będzie zatru-