Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1280

Ta strona została przepisana.

— Tak, przypominam sobie. Okno to opatrzone kratami i nie raz z niego ptaszkom chleb rzucałaś.
— Ztamtąd będę na ciebie patrzyła. Tylko tak stań, żebym cię dobrze widziała, i ty, żebyś mię mógł zobaczyć. Albo nie, nie patrz na mnie, bo nieprzyjaciel mógłby z tego skorzystać.
— I zabić mnie, nieprawdaż, kiedy oczy będę miał zwrócone na ciebie? Jeżeliby wolno mi było rodzaj śmierci wybierać, tegobym pragnął jedynie.
— Ale ty nie umrzesz, ty żyć powinieneś.
— I będę żył, bądź spokojną; prócz tego, losy mi sprzyjają i znam moich nieprzyjaciół. Entraguet robi bronią jak ja, Ribeirac jest zimny na stanowisku i patrzy tylko w przeciwnika, Livarot jest zwinny. Wierzaj mi, śliczna to potyczka i dla większej zasługi, większego pragnąłbym niebezpieczeństwa.
— Wierzę ci, mój drogi; ale przyrzecz mi być posłusznym.
— Dobrze, byłeś mi nie kazała siebie opuszczać.
— Bardzo słusznie, ale odwołuję się do twojego rozumu.
— Trzeba było nie odbierać mi go...