Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/285

Ta strona została przepisana.

— Myślę — odrzekłam, — że to książę i jego poufały.
Bussy westchnął.
— Teraz — rzekł hrabia — rozkazuj pani czy mam wyjść, lub zostać?
Wahałam się przez chwilę: tak, bo mimo listu ojca, mimo przyrzeczenia, mimo grożącego niebezpieczeństwa, jeszcze jakaś łudziła mię nadzieja.
— A! nieszczęśliwy!... — zawołał Bussy — człowiek w płaszczu, to ja, ten zaś z latarką, to Remy Haudoin, ów młody lekarz.
— To pan!... — zawołała zdumiona Dyana.
— Tak, to ja, dręczony niespokojnością, pragnąłem wynaleźć dom, w którym doznałem gościnności, chciąłem ujrzeć ową kobietę, owego anioła, który mi się ukazał. O! mogę wykrzyknąć, że jestem nieszczęśliwy!
I Bussy czuł ciążący na sobie fatalizm, który skłonił Dyanę do oddania ręki hrabiemu.
— A więc pani — rzekł po chwili — jesteś jego żoną?
— Od wczoraj — odpowiedziała Dyana.
Znowu nastąpiło milczenie, które tylko westchnienia młodych ludzi przerywały.
— Lecz pan — zapytała Dyana nagle — jak wszedłeś do tego domu?