Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/460

Ta strona została przepisana.

niem Opatrzności, która nie zasłużenie odmawia mi śniadania.
Gdy orszak minął, nieznajomy wrócił do domu.
— Wybornie — rzekł Gorenflot — okoliczność ta musi mi korzyść przynieść. Kto czatuje, nie lubi ażeby go widziano; posiadam tajemnicę, za którą muszą mi zapłacić; trzeba tylko cenę ustanowić.
Bez straty czasu, Gorenflot skierował się ku domowi; zbliżając się do niego przypominał sobie w myśli: rycerską postać nieznajomego, długi jego miecz i spojrzenie, jakiem pożerał przejeżdżających; następnie mówił do siebie:
— Zapewne się myliłem; takiego człowieka nie można zastraszyć.
Przy drzwiach, stracił odwagę i nie nos ale ucho podrapał.
Nagle, twarz jego zajaśniała.
— Dobra myśl — szepnął.
Jak na mnicha był to wielki postęp, lecz już w owym czasie mówiono: potrzeba, matką przemysłu.
— Dobra myśl — powtórzył — i bardzo dowcipna. Powiem mu: Mój panie, każdy człowiek ma swoje zamiary i nadzieje, ja będę się modlił, aby ci się powiodły; a że ma złe zamiary,