Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/610

Ta strona została przepisana.

— W opactwie Ś-tej Genowefy.
Chicot upuścił papier, który w ręku trzymał.
— W opactwie Ś-tej Genowefy!... — rzekł król.
— To niepodobna, pomruknął książę.
— Nie inaczej — rzekł Morvilliers, uradowany wrażeniem, jakie na zgromadzonych uczynił.
— A co tam robili, co uradzili panie kanclerzu? — zapytał król.
— Wybrali naczelników i uradzili, aby wszyscy pod broń stanęli i aby wszystkich hugonotów, których Wasza królewska mość...
Król się uśmiechnął.
— Wymordować w dniu oznaczonym.
— Czy już wszystko? — zapytał Henryk.
— A! do licha! — odezwał się Ohicot — widać, że król się nie obraża.
— A co, czy już wszystko?... — powtórzył książę.
— Nie, Mości książę.
— A! to co innego — pomyślał Chicot — bo za sto siedemdziesiąt pięć tysięcy liwrów, to by było za mało.
— Mów, kanclerzu — rzekł król.
— Są naczelnicy.
Chicot widział jak u księcia Andegaweńskiego poruszyła się suknia na sercu.