Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/622

Ta strona została przepisana.

Gwizyusz zmarszczył brwi, a dworzanie szemrali przeciw śmiałości gaskończyka.
Król zwrócił się do szemrzących, a ponieważ gdy chciał, umiał sobie nadać powagę, szmer ustał.
Następnie, spojrzawszy na księcia, rzekł:
— A więc czego żądasz, mój kuzynie?
— Żądam Najjaśniejszy panie, bo miłość ludu dla króla jest mi droższą jak własna, żądam, abyś Wasza królewska mość okazał jak jesteś gorliwym o wiarę i żebyś rozpoczęcie wojny wstrzymał swoją powagą.
— Nie idzie tu o wojnę, mój kuzynie — odpowiedział Henryk — mam wojska pod twojemi rozkazami, które gdy opuszczasz, zapewne dobre mi rady przynosisz.
— Najjaśniejszy panie, kiedy mówię o wojnie, winienem się jaśniej wytłomaczyć.
— Słucham cię mój kuzynie; wybornym jesteś wodzem i rozmowa w tym przedmiocie z tobą, bodzie zajmującą pewnie.
— Chciałem powiedzieć Najjaśniejszy panie, że wojna, do której jesteś powołany, będzie dwojakiego rodzaju: moralna, że się tak wyrażę i polityczna; wojna przeciwko wyobrażeniom i przeciw ludziom.
— Do dyabła!... — rzekł Chicot.