Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/777

Ta strona została przepisana.

wda; gdyby ich było dwie, jedna byłaby mniejszą, lub większą, wszak prawda, Ezawie?..
— Nie, panie; ja wcale nie jestem filologiem, otóż dlaczego będę cię prosił, abyś wprost powrócił do owych przyjaciół i wymienił ich, jeżeli łaska, po nazwisku.
— Zawsze jedno powtarzasz. Wąchaj trop, hrabio, w twoje rzemiosło. Dowodem dzisiejszy jeleń, który się wcale ciebie nie spodziewał. Gdyby ci kto spać przeszkadzał, czy byś był kontent?..
Oczy pana de Monsoreau błądziły po osobach, otaczających Henryka.
— Jakto!... — zawołał, widząc puste miejsce przy królu.
— Dalej! dalej! — wołał Chicot.
— Książę Andegaweński — rzekł wielki łowczy.
— Au!.. au!.. — rzekł gaskończyk — otóż i zwierz wyskoczył.
— Czy wyjechał!.. — wykrzyknął hrabia.
— Wyjechał — odpowiedział Chicot — być może, że wczoraj wieczór wyjechał; Henryczku, kiedy wyjechał twój braciszek?..
— Tej nocy — odpowiedział król.
— Książę wyjechał!.. — pomruknął Monsoreau drżący.
— A!.. mój Boże, co mówisz, Najjaśniejszy panie