Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/817

Ta strona została przepisana.

W końcu, wrócił do okna.
Szukał oczami koni i ludzi; lecz ich nie ujrzał.
— Wolałbym sam uciekać — rzekł — niż z przyjacielem mniej znanym; cóż dopiero z nieznanym?
W tej chwili, ciemność zupełna zaległa ziemię, a burza, grożąca od godziny, wybuchła gwałtownie.
Błyskawica rozdarła chmurę; zdawało się księciu, że ujrzał tych, których pierwej nadaremnie szukał.
Koń zarżał...
Nie było wątpliwości, czekano na niego.
Pociągnął drabinkę, aby się przekonać, czy mocno uwiązana; następnie, przestąpił balustradę i oparł nogę o sznurek.
Trudno opisać strach, jakiego doznawał, postawiony pomiędzy niebezpieczeństwem spadnięcia a pogróżkami brata.
Zaledwie zstąpił na szczebel, drabinka zamiast zachwiać, wyprostowała się.
— Czy przyjaciel, lub wróg ją podtrzymuje? czy przychylne czekają go ramiona, czy zbrojne prawice?
Nowy strach go opanował.