Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/867

Ta strona została przepisana.

— Tak jedno, jak drugie, prawda. Uciekł oknem i tutaj się schronił.
— I cóż?... — zapytał Saint-Luc.
— Otóż — rzekł Bussy — pora pomszczenia się za twoje prześladowanie. Książę ma swoich stronników, będzie miał wojsko i można zapalić wojnę domową.
— O! o!
— Sądziłem, że razem coś zrobimy.
— Przeciw królowi?
— Ja nie mówię przeciw królowi, ale przeciwko tym, którzy broń, na nas podniosą.
— Mój Bussy — odpowiedział Saint-Luc — przybyłem do Anjou odetchnąć świeżem powietrzem, a nie wojować.
— Lecz pozwól się księciu przedstawić.
— Nie, mój Bussy, nie lubię Angers i chciałbym je, jak najprędzej opuścić; jest to nudne i czarne miasto. Kamienie tutaj są miękkie jak ser, a ser twardy, jak kamienie.
— Mój drogi, wielką mi zrobisz przysługę, gdy uczynisz, co żądam; książę mnie pytał, po co przybyłem, a nie mogąc mu prawdy powiedzieć i pamiętając, że on kochał Dyanę, powiedziałem, że starałem się zebrać mu stronników, nawet dodałem, że z jednym z nich mam schadzkę.