Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/919

Ta strona została przepisana.

— Nie, nie, ja tego nie przeżyję, głowę sobie roztrzaskam.
— Pomóżcie, pomóżcie mi utrzymać tego szaleńca — mówił król.
— Kochanku, przebij się, to będzie śmierć łatwiejsza, żartował Chicot.
— Ciszej oprawco — rzekł Henryk ze łzami w oczach.
Tymczasem, Quelus kaleczył sobie policzki.
— Quelusie, moje dziecię — mówił Henryk — będziesz tak siny iak Schomberg, kiedy go ufarbowano w indygo.
Quelus wstrzymał się.
Schomberg tylko drapał skronie i płakał ze złości.
— Schomberg! Schomberg!... — mówił Henryk — miej rozum.
— Ja oszaleję.
— Ba!... — rzekł Chicot.
— Prawda, to wielkie nieszczęście — mówił Henryk — i dla tego trzeba rozum zachować; tak, to wielkie nieszczęście, bo gotowa wojna domowa. A! kto mi tego figla wypłatał? kto mu dostarczył drabinkę? Na honor, całe miasto każę wywieszać.
Trwoga opanowała obecnych.
— Kto w:nny?.. — zapytał Henryk — kto