Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/128

Ta strona została przepisana.

dzona, wzruszeniami w dzień doznanymi zagasiła ją zabierając się do spoczynku.
„Nazajutrz o szóstéj rano, już nie spałem. Wszystko śpiewało i szemrało wkoło mnie; słonce przeciskając się przez firanki, zdawało się mówić mi: „Patrzaj, ja wstaję to i ty wstać powinieneś, bo dzień piękny a na wsi tak zielono. „Ah panie co to za wspomnienie! Zbliżyłem się do okna i ujrzałem Karolinę lak ranną jak ptaszek, przechadzającą się po swoim ogrodzie, z polewaczką w ręku i lejącą wodę na kwiatki; zdawało się że wylewa brylanty, tak woda przeciskająca się przez sitko oświecone nizkiemi jeszcze promieniami słońca przybierała pryzmatyczne kolory. Co raz wzrok swój obracała na moje okna, ale to było ukradkowo, raptownie, tak, że nikt prócz mnie, nie mógł tego spostrzedz. Serce mi bilo na myśl, że ja choć w części zajmuję ją, że te niepostrzeżone tylko przezemnie, rzucane wejrzenia, oznaczały chęć, abym się albo ukazał w oknie albo zszedł do niéj do ogrodu. A że to mogło się zdawać najnaturalniejszą rzeczą, abym zszedł i chciał się niby przejść po ogro-