Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/133

Ta strona została przepisana.

wiosnę rzucały z zielonych swoich gałęzi cień wesoły i pożądany, a teraz w jesieni, przez nagie albo też zżółkłemi liściami okryte gałęzie, blade ledwie promienie słoneczne przepuszczały, promienie, śmiertelne dla suchotników, a pobudzające do zadumy poetów.
„Karolina stała się potrzebą duszy mojéj. Ojciec jéj uwielbiał mnie za starania około niego podjęte, zostałem więc przyjacielem domu. Nigdy nie wymówiłem przed Karoliną słowa o miłości, którą wzbudziła we mnie, jednakże widocznem było że mnie także kochała i że nadejdzie chwila, w któréj niedomyślając się jakim sposobem, wspólne zwierzenie nastąpi; chwila, w któréj duma się we dwoje, w której głos milknie, i w któréj zbliżeni jedno do drugiego, a serca szepczą takie wyrazy, jakich usta nie śmieją powtórzyć, bo nie ma w mowie ludzkiéj dźwięku do oddania ich dostatecznie.
„Nieszczęściem, kobieta którą widywałem u Karoliny w Saint-Mandé bywała u niéj i w Paryżu, i nie wiem dla czego widok pani de Mongiron (tak się nazywała ta pani), zatruwał wesołość moją, i wystawiałem sobie