Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

cyi i Małgorzaty słowa, które pewni ludzie uważają za żart, a które plamią zawsze usta wymawiające takowe. Gaston bawił się szczerze; był to młodzieniec pełen serca, lecz którego umysł, w skutek pierwotnych przyzwyczajeń, nabył fałszywego kierunku. Była chwila, że chciałem się oszołomić, stać się obojętnym na widowisko, jakie miałem przed oczami i wziąść udział w tej wesołości, niby koniecznej przyprawie uczty, lecz powoli odsuwałem się od tej wrzawy, mój kieliszek był pełny i stałem się prawie smutnym, widząc tę piękną istotę dwudziestoletnią, jak pije, mówi niby tragarz a co jeszcze skandaliczniejsze, to że śmiała się serdecznie ze wszystkich tłustych dowcipów.
A jednakże ta wesołość, ta pijatyka i rozmowa, będąca u innych wynikiem rozpusty, przyzwyczajenia lub musu, wydała mi się w Małgorzacie potrzebą oszołomienia się, gorączką, rozdrażnieniem nerwowem. Po każdym kieliszku szampańskiego wina, policzki jej okrywały się gorączkowym rumieńcem i lekki kaszel z początku zmienił się wkrótce w tak silny, że opierała głowę na poręczy krzesła, przytrzymując obiema rękami wznoszące się gwałtownie piersi.
Cierpiałem wiele, myśląc, jak musi źle oddziaływać tego rodzaju życie codzienne:
Nakoniec stała się rzecz przewidywana przezemnie, a której się lękałem. Ku końcowi kolacyi, Małgorzata poczęła tak silnie kaszlać, jak jeszcze nigdy. Zdawało mi się, że jej piersi pękają na części. Biedna dziewczyna stała się purpurową, zamknęła oczy pod naciskiem bólu i podniosła do ust serwetkę, na któ-