Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.
—   101   —

Rozmawiając w ten sposób, przybyli obaj do drzwi gabinetu Jego Eminencji.
Panu kardynałowi nie dokuczała jakoś podagra; chodził niespokojnie po pokoju, co chwilę podsłuchując przy drzwiach, lub zaglądając do okien.
Bernouin wszedł, a za nim dworzanin z listem, jaki miał oddać do własnych rąk Jego Eminencji.
Mazarini odebrał pismo, lecz, przed rozpieczętowaniem, przybrał na twarz uśmiech okolicznościowy, niezmiernie wygodny do ukrycia wszelkich wzruszeń. W ten sposób nie było można odgadnąć wrażenia, jakie na nim zrobił list królewski.
— Doskonale!... doskonale!... — odezwał się wreszcie, przeczytawszy dwukrotnie od początku do końca. — Doskonale!.. Panie — dodał do dworzanina — powiedz królowi, iż najwdzięczniejszy mu jestem, za jego posłuszeństwo dla życzeń królowej-matki, i że natychmiast spełnię jego wolę.
Dworzanin wyszedł z tą odpowiedzią.
Zaledwie drzwi się za nim zamknęły, kardynał, który, wobec Bernouina nie zwykł nosić maski, pozbył się uśmiechu, który przez tak długi czas musiał utrzymywać i ponurym głosem rzekł do pokojowca:
— Proszę przywołać pana Brienne.
Sekretarz powrócił po pięciu minutach.
— Panie — odezwał się Mazarini — oddałem w tej chwili jednę a największych przysług monarchji. Zaniesiesz ten list, który właśnie jest dowodem owej przysługi, do królowej-matki, a gdy ci go zwróci, schowasz go do kartonu B, pełnego dokumentów i spraw, dotyczących mych usług.
Brienne odszedł, a ponieważ list był odpieczętowany, nie omieszkał go przeczytać. Ma się rozumieć, że Bernouin, żyjący w przyjaźni ze wszystkimi, a przytem bardzo ciekawy, pośpieszył za sekretarzem i, ująwszy go pod ramię, również zajrzał do listu.
Wkrótce nowina rozeszła się po zamku z taką szybkością, że Mazarini przeląkł się na chwilę, iż dojdzie ona do uszu Jej Królewskiej Mości, zanim list zostanie jej doręczony. W chwi-