Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XXVII.
SPOWIEDŹ UCZCIWEGO CZŁOWIEKA.

Teatyn wszedł krokiem pewnym, nie okazując najmniejszego niepokoju.
— Przybywaj, wielebny ojcze — przemówił Mazarini, rzuciwszy ostatnie wejrzenie na przestrzeń pomiędzy łóżkiem a ścianą — przybywaj i ulżyj mi ciężaru.
— To jest obowiązkiem moim, monsiniorze — odrzekł teatyn.
— Nasamprzódd usiądź wygodnie, gdyż rozpocznę od spowiedzi ogólnej; nie zwlekając, dasz mi zupełne rozgrzeszenie, a będę się czuł spokojniejszym.
— Monsiniorze — przemówił wielebny teatyn — nie jesteś tak bardzo chory, aby spowiedź z całego życia była ci niezbędną... a zważ, iż to będzie strasznie nużące!...
— Przypuszczasz, iż się na długo zaniesie?...
— Jak można sądzić inaczej, gdy ktoś tak wszystko w życiu wyczerpie, jak Wasza eminencja?...
— To prawda!... Tak, opowiadanie może być przydługiem!...
— Wielkiem jest miłosierdzie boskie — wydeklamował przez nos teatyn.
— Doprawdy — rzekł Mazarini — mnie strach zdejmuje samego, gdy pomyślę żem tylu dopuścił się rzeczy, które Zbawiciel mógłby potępić.
— A co?... — zagadnął naiwnie teatyn, odwracając od lampy swoją twarz, przebiegłą i śpiczastą jak u kreta. Wszyscy rybacy, co w mętnej wodzie łowią, są tacy: najprzód niebaczni, a kiedy już za późno, ogarniają ich skrupuły.