Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.
—   234   —

prawda jednak, że skoro raz już się tam dostaną, pozostają na zawsze.
— Tak, zdaje mi się, że masz dobrą pamięć.
— Prawie taką, jak Wasza Królewska Mość.
— Śpiesz się zatem z daniem mi stanowczej odpowiedzi... Czas mój jest drogi. Czem się zajmujesz od czasu swego uwolnienia?
— Moim losem, Najjaśniejszy Panie.
— Odpowiedź ostra, panie d‘Artagnan.
— Wasza Królewska Mość źle ją sobie tłomaczy, bezwątpienia. Dla króla mam tylko najgłębszy szacunek, a gdybym uchybił grzeczności, może to tłomaczyć się długiem nawyknieniem do obozu i koszar. Za wysoko Wasza Królewska Mość stoi nade inną, aby obrażać się słówkiem, które w najniewinniejszej myśli wyrwie się żołnierzowi.
— Wiem o tem, iż pan dokazałeś w Anglji świetnego czynu, przykro mi tylko, iż uchybiłeś swemu przyrzeczeniu.
— Ja?... — wykrzyknął d‘Artagnan.
— Bezwątpienia... Dałeś mi słowo, że nie będziesz służył żadnemu innemu panującemu, porzuciwszy służbę u mnie... Gdy tymczasem pracowałeś na rzecz Karola II-go przez cudowne porwanie pana Moncka.
— Wybacz mi, Najjaśniejszy Panie, pracowałem tylko dla siebie.
— I powiodło ci się?
— Jak wojownikom z XV-go wieku napady i inne hazardowne wyprawy.
— Co nazywasz powodzeniem? majątek?
— Sto tysięcy talarów, które posiadam, Najjaśniejszy Panie: i to w jednym tygodniu, czyli trzy razy więcej, niż posiadałem w ciągu lat pięćdziesięciu.
— Piękna suma... zdaje mi się, iż masz nielada dążności?
— Ja, Najjaśniejszy Panie? Czwarta część tego skarbem mi się zdawała, i zaręczam, iż powiększać go nie myślę.
— A! zamierzasz pozostać bezczynnym?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.