Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.
—   85   —

Mówiąc te słowa, Marja podniosła wzrok na swego kochanka, i ujrzała twarz jego bladą, znękaną, jak twarz wygnańca, który na wieki żegna swój kraj rodzinny.
— Oskarżaj mnie — odrzekł król pocichu — lecz nie mów, iż cię nie kocham.
— Nie chcę nawet przypuścić — odezwała się panna Mancini, czyniąc ostatni wysiłek — iż jutro lub pojutrze nie ujrzę cię już więcej, że nie ujrzę cię nigdy. Nie mogę pomyśleć, że spędzać mam dni moje w smutku, zdala od Paryża, że wargi jakiegoś starca, jakiegoś nieznajomego dotykać będą ręki, którą trzymasz w twej dłoni... nie... nie... nie chce myśleć o tem wszystkiem, bo czuję, że serce pękłoby mi z rozpaczy.
Istotnie Marja Mancini zalała się łzami.
I król także otarł łzy chustką i stłumił łkanie, gwałtownie dobywające się z piersi.
— Widzisz — rzekła — powozy zatrzymały się, siostra czeka na mnie... już czas najwyższy... To, co postanowisz teraz, postanowisz na całe życie... O!... Najjaśniejszy Panie, czyż chcesz, Ludwiku, aby ta, do której tyle razy mówiłeś: „kocham cię“, należała do innego., nie do swego króla, do swego pana, do swego kochanka?... Odwagi!... Ludwiku, słowo!... przemów tylko jedno słowo!... Powiedz tylko „chcę“, a całe życie moje przykutem zostanie na zawsze do twego, całe serce moje należeć będzie do ciebie na zawsze.
Król nic nie odpowiedział.
— Żegnaj wiec — rzekła Marja — żegnaj mi, życie!... żegnaj miłości!... żegnaj mi niebo moje!...
I postąpiła krok, oddalając się. Król ją zatrzymał, pochwycił ją za rękę, przycisnął do ust, i jak gdyby rozpacz brała górę nad postanowieniem powziętem w myśli, z oczu jego pociekła na rękę Marji łza gorąca.
Panna Mancini zadrżała, jak gdyby istotnie łza ta ją sparzyła. Widziała wilgotne oczy króla, widziała czoło jego blade, wargi konwulsyjnie wykrzywione i zawołała głosom, którego żadne pióro nie byłoby w stanie opisać: