Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.
—   256   —

Służebne odeszły dla spełnienia rozkazu.
Margrabina udała się do gabinetu i jaknajstaranniej poczęła przeglądać swoje biżuterje.
Gdy przyszedł złotnik, zastał ją pogrążoną w zadumie.
— Panie Faucheux — odezwała się do niego — wszak pan dostarczałeś mi klejnotów?...
— Tak, pani margrabino.
— Nie przypominam sobie, ile wynosił rachunek?
— Z nowego zakupu, pani, czy z tego, który pan de Belliere ofiarował jako ślubny podarek? Gdyż za każdym razem ja dostarczałem:
— Dajmy na to, mówmy o nowym.
— Dzbany, kubki i półmiski z puzdrami, serwisy stołowe i puszki do lodów, miednice i fontanny, kosztowały panią margrabinę sześćdziesiąt tysięcy liwrów.
— A ten drugi serwis, dawniejszy, od mego męża?
— O!... pani, ten jako robota, mniejszą ma od poprzedniego wartość, trzydzieści tysięcy liwrów zaledwie, jedynie na wagę.
— Siedemdziesiąt!... — zcicha wyrzekła margrabina. — Ależ, panie Faucheux, mamy jeszcze srebra po matce mojej; wiesz, te masywne rzeczy, których nie chciałam się pozbyć, jako pamiątki?...
— A!... pani, to świetny ratunek dla ludzi, którzyby nie tak, jak pani, musieli pozbyć się tej zastawy. W owych czasach nie wyrabiano dętych przedmiotów, jak dzisiaj. Prosto ze sztaby wkuwano. Lecz ta zastawa nie jest już do użytku, tylko na wagę.
— A ile ona warta?...
— Conajnmiej pięćdziesiąt tysięcy. Nie mówię o tych wazonach gumnych, z bufetu, z których każdy z osobna wart pięć tysięcy liwrów srebrem. Niech będzie dziesięć tysięcy liwrów za dwa.
— Sto trzydzieści?... — szepnęła margrabina.
— A teraz przejdźmy do czego innego.
I otworzyła jeden z kuferków z klejnotami.