Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.
—   142   —

działa La Valliere, — tak przemawiać jest ci wrodzonem i dzięki ci za to, że mówisz według twojego przekonania.
— Ja mówię o urojeniach, zatem nie bierz moich wyrazów, jakby mógł je tłomaczyć kto inny. Pewna powiastka przychodzi mi na myśl o melancholijnej dziewczynie; pan Dangeau kiedyś wykładał mi, że gramatykalnie „melancholja“ znaczy czarno-żółta, marzyłam zatem o owej dziewczynie, która umarła na czarno-żółto, a to dlatego, że wyobrażała sobie, jakoby jakiś książę, król, czy cesarz... na honor nie pamiętam, kochał ją do szaleństwa; książę ten zaś, król, czy cesarz kochał kogo innego — rzecz szczególniejsza, że nie mogła ona tego dostrzec, chociaż wszyscy dobrze to wiedzieli, iż jej biednej używał za płaszczyk dla innej miłości. Śmiejesz się, równie jak ja, z tej biednej dziewczyny, wszak prawda La Valliere?
— Śmieję się — odpowiedziała Ludwika, blada jak śmierć — tak, zapewne, śmieję się.
— I słusznie, bo to rzecz zabawna. Ta historja czy powiastka, jak wolisz, jest bardzo ładna, i dlatego zachowałam ją w pamięci. Wyobraź sobie zatem, jakąby szkodę tobie wyrządziła melancholja?... Co do mnie, postanowiłam opowiedzieć ci wszystko, bo gdyby coś podobnego zdarzyło się którejkolwiek z nas, dobrze być przekonaną o prawdzie; dzisiaj to śmiech, jutro może być ból, a pojutrze śmierć.
Pannę de La Valliere dreszcz przeszedł i zbladła jeszcze bardziej.
— Kiedy król zajmuje się nami, — mówiła dalej Montalais — umie to nam okazać; jeżeli zaś jesteśmy tem, o co się ubiega, umie sobie zabezpieczyć skarb, który uważa za swój; przekonaj się zatem, Ludwiko, że młode dziewice, narażone na podobne niebezpieczeństwo, powinny się sobie wspólnie zwierzać, aby serca nie melancholijne czuwały nad temi, które stać się mogą melaneholijnemi.
— Ciszej!... — zawołała La Valliere, — ktoś nadchodzi.
— W rzeczy samej — odrzekła Montalais, — ale któż może być?... jedni są na mszy z królem, inni w kąpieli z księciem.