Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.
—   71   —

— Ale to żart, czysty żart; taki niewinny żarcik dozwolony jest kobietom, które mężczyźni pragną podejść. Tym sposobem wszystko się wytłomaczy. To, co Montalais mówiła o Malicornie, żart; to co ty mówiłaś o panu Saint-Agnan, żart; to co La Valliere mogła powiedzieć...
— A coby chciała cofnąć...
— Czy jesteś tego pewna?
— Nie inaczej, ręczę za to.
— A więc tem lepiej, trzeba powiedzieć, że to wszystko były żarty. Pan de Malicorne gniewać się nie będzie. Pan de Saint-Agnan zmiesza się i śmiać się będą z niego, a nie z ciebie. Nakoniec król zostanie za ciekawość ukarany, za ciekawość, niegodną jego stanowiska. W takiem zdarzeniu niechaj się pośmieją z króla, a pewną jestem, że nic nie powie.
— A! księżno, prawdziwie jesteś aniołem dobroci i dowcipu.
— Zatem jesteś pewną co do Montalais?... — zapytała księżna.
— Zupełnie.
— Uczyni to, co zechcemy?
— Nawet będzie uradowana.
— Ale co do La Valliere... — ośmieliła się księżna.
— Z nią nieco trudniej, ona nigdy nie chce kłamać.
— Ale kiedy znajdzie w tem swój interes!....
— Lękam się, że to nie zmieni wcale jej pojęć.
— Tak, tak — rzekła księżna — już mnie o tem uprzedzono; jest to osoba bardzo stanowcza, jedna z tych świętoszek, które zawsze Boga naprzód wystawiają, aby się za nim ukryć. Lecz, jeżeli nie zechce kłamać, jeżeli narazi się na śmiech całego dworu, z racji śmiesznego i nieprzyzwoitego wyznania, wtedy przebaczy mi panna Labaume Leblanc de la Valliere, że ją odeślę do Blois, albo dokąd zechce, a tam będzie mogła się bawić sielankowemi uczuciami.
Wyrazy te wyrzeczone były z gwałtownością i groźbą, tak, że przestraszyły pannę Tonnay-Charente.
Postanowiła kłamać, ile się tylko da. W takiem usposobieniu przybyły księżna i jej towarzyszka do królewskiego dębu.