Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.
—   128   —

jak mi się zdaje, jest letniem mieszkaniem królewskiem o 12 mil od Londynu.
— Tak, i cóż dalej!...
— Ponieważ księżna regularnie co piętnaście dni pisuje do Londynu i kurjer zwyczajny był wysłany przed trzema dniami, myślę, że musiała zajść jakaś bardzo ważna okoliczność, skoro zmusiła księżnę do pisania, a wiesz, że ona jest do tego niezmiernie leniwą.
— O, to prawda.
— List ten, jak mi się zdaje, musiał być o tobie.
— O mnie! — powtórzyła nieszczęśliwa dziewczyna.
— A ja, com widziała ten list, leżący na biurku księżny, zanim jeszcze został zapieczętowany, wyczytałam nawet, jak mi się zdawało.
— Co?
— Nazwisko Bragelonne.
La Valliere powstała niezmiernie wzruszona.
— Montalais — rzekła głosem, przerywanym od łkania — już zniknęły dla mnie nazawsze marzenia młodości i niewinności. Już teraz nie mam tajemnicy ani dla ciebie, ani dla innych. Życie moje jest już otwartem, jak książka, gdzie wszyscy mogą czytać, począwszy od króla, aż do pierwszego przechodnia. Auro, moja kochana Auro, co tu robić, co począć?
Montalais zbliżyła się.
— Ha, pomyśl, rozważ!
— Nie kocham pana de Bragelonne, a kiedy mówię nie kocham, uważaj, niech to znaczy, że kocham go tak, jak tylko najczulsza siostra może kochać najlepszego brata: ale nie takiej miłości wymaga on ode mnie i ja nie taką mu przyrzekłam.
— A zresztą, kochasz króla — rzekła Montalais — i to już dobra wymówka.
— Tak! kocham króla — odrzekła ponuro La Valliere — i drogo opłaciłam prawo wymówienia tych słów. Powiedz więc, Montalais, co powinnam teraz zrobić?
— To bardzo drażliwa sprawa — odrzekła Montalais.