Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.
—   224   —

go, a ponurość ta nie była mu niemiłą, bo przekonany był, że zachodzi niejakie powinowactwo między uczuciami jego i uczuciami księżny.
— Panie de Bragelonne — odezwała się księżna po chwili milczenia — czyś wrócił zadowolony?
Bragelonne spojrzał na księżnę i zauważył jej bladość.
— Zadowolony!.. — rzekł — a z czegóż miałbym być zadowolonym lub niezadowolonym?
— Z tego, z czego może być zadowolony lub niezadowolony mężczyzna w twoim wieku i twojej postaci?
— Jakże ona prędko kieruje rozmowę — pomyślał Raul z przestrachem. — Co też ona o niej mi powie?
— Wasza książęca wysokość chce mi coś powiedzieć — rzekł z powagą — i tylko wrodzona jej dobroć wstrzymuje ją od tego. Ale racz Wasza książęca wysokość to wypowiedzieć, jestem przygotowany usłyszeć wszystko.
— Wprawdzie — rzekła cicho księżna — jest to okrutnie, ale skorom już zaczęła....
— Ponieważ Wasza książęca wysokość raczyłaś zacząć, chciejże łaskawie dokończyć.
Henrjetta, żywo powstawszy, przeszła się po pokoju.
— Co panu mówił pan de Guiche?.. — spytała nagle.
— Nic, pani.
— Nic nie powiedział? O! jakże z tego doskonale go poznaję.
— Zapewne chciał mi oszczędzić przykrości.
— I to przyjaciele nazywają przyjaźnią. A pan d‘Artagnan, z którym w tej chwili widziałeś się, ten chyba musiał ci mówić?
— Nie więcej, pani, niż de Guiche.
— To przynajmniej — rzekła — wiesz pan o tem, o czem cały dwór wiedział?
— Nie, pani, nie wiem o niczem.
— Ani o zdarzeniu wśród burzy?
— Nie, pani.
— Ani o sam na sam w lesie?