Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

— Tak i tym razem, już nie kłamię.
Ludwik zrobił poruszenie, pełne pomieszania.
— Panowie — rzekł, zwracając się do widzów tej sceny — chciejcie się na chwilę oddalić, abym pomówił sam na sam z panem Manicamp. Wiem, że może się usprawiedliwić, a nie śmie wobec świadków. Przypasz pan swoję szpadę, panie Manicamp.
Manicamp wykonał rozkaz.
— Hultaj pełen przytomności umysłu, — rzekł d‘Artagnan, biorąc pana de Saint-Agnan pod rękę i oddalając się z nim razem.
— Wypłynie, — rzekł Saint-Agnan d‘Artagnanowi do ucha.
— Nawet z honorem, hrabio.
Manicamp spojrzał na pana Saint-Agnan i na kapitana z podziękowaniem, a król nie dostrzegł tego spojrzenia.
— Idźmy, idźmy — mówił d‘Artagnan, przechodząc próg drzwi — złą miałem opinję o nowem pokoleniu. Byłem w błędzie, to zuchy ci nowi ludzie.
Valot wyprzedił ulubieńca i kapitana.
Król i Manicamp sami zostali w gabinecie.