Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.
—   209   —

— Tak sądziłem, Porthosie, byłem o tem przekonany najszczerzej, przyjacielu.
— W takim razie — rzekł, wyświadczyłeś mi przysługę, za co ci dziękuję, albowiem, gdybyś mnie był nie oszukał, mógłbym był łatwo sam się omylić. Powiedzże, w czem takim mnie oszukałeś?...
— W tem, że służyłem sprawie przywłaszczyciela, przeciw któremu Ludwik XIV-ty wszystkie swe siły wytęża.
— Przywłaszczyciela — rzekł Porthos, drapiąc się w czoło — to jest... Nie rozumiem dobrze.
— To jeden z dwóch królów, którzy wydzierają sobie koronę Francji.
— Bardzo dobrze!... Zatem, ty służyłeś temu, który nie jest Ludwikiem XIV-tym?..
— Trafiłeś odrazu, od pierwszego słowa...
— Z tego wypada, że...
— Że jesteśmy buntownikami, biedny przyjacielu.
— Tam do djabła!... — zawołał Porthos niezadowolony.
— Uspokój się, kochany Porthosie, znajdziemy jeszcze sposób do ucieczki, wierz mi...
— To mnie wcale nie obchodzi — odrzekł Porthos — przykro mi tylko brzydkiego słowa: „buntownik“...
Porthos zaczął obgryzać paznokcie z wyrazem melancholji.
— Zacny Porthosie! Przebacz mi, błagam cię o to!..
— To znaczy — nastawał Porthos, nie odpowiadając na prośbę biskupa — to znaczy, że nie mogę już liczyć na Ludwika XIV-go?
— Ja to wszystko naprawię, najdroższy przyjacielu, całą winę przyjmę na siebie...
— Aramisie!....
— Porthosie! zaklinam cię, pozwól mi działać. Poco unosić się niepotrzebną szlachetnością, poco to niewczesne poświęcenie! Tyś nie znał moich zamiarów, nie robiłeś nic sam przez się.. Ja co innego... ja jestem twórcą spisku. Potrzebowałem ciebie, jako nierozłącznego towarzysza. Przywołałem cię i sta-