Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.
—   24   —

— I człowiek ten, który chętnie krew swoją poświęciłby dla mnie, dziś nie chce otworzyć cząstki serca przede mną. Przyjaźni! powtarzam, jesteś cieniem tylko, bańką, świecącą napróżno, jak wszystko, co błyszczy na świecie.
— Nie mów tak o naszej przyjaźni — rzekł biskup głosem, pełnym przekonania. — Nie jest bowiem tak, jak mówisz.
— Patrz, Aramisie, oto z czterech nas jest tu trzech. Ty mię zwodzisz, ja mam ciebie w podejrzeniu. Porthos śpi; zaiste, smutny to tercet przyjacielski, smutne resztki.
— Za jednę rzecz mogę ci zaręczyć, d‘Artagnanie, przysięgam ci na ewangelję, że kocham cię tak, jak dawniej. Jeżeli unikam zwierzeń się tobie, to nie przez wzgląd na ciebie lub na mnie, ale przez wzgląd na kogo innego. We wszystkiem, co tylko szczęśliwie doprowadzę do skutku, zawsze będziesz miał udział. Przyrzeknij mi więc wzajemność.
— Jeżeli nie mylę się, Aramisie, wyrazy te, które w tej chwili wymawiasz, pełne są szlachetności!
— Być może.
— Knujesz spisek przeciw Colbertowi. Jeżeli tylko to jest, czemuż mi u djabła nie mówisz, mam także sposoby i chętnie ci dopomogę.
Aramis nie mógł ukryć uśmiechu pogardy, który przemknął po jego szlachetnej twarzy.
— A gdyby i tak? cóżby w tem było złego?
— Nie, to rzecz za mała. O! Aramisie, nie jesteśmy nieprzyjaciółmi, lecz braćmi. Powiedz mi, co chcesz przedsięwziąć, a słowo d‘Artagnana że, jeżeli ci nie będę mógł być pomocą, przysięgam, pozostanę biernym.
— Ja nic nie przedsiębiorę — odparł Aramis.
— Aramisie, głos wewnętrzny mówi mi, objaśnia, a głos ten nigdy mię nie zawiódł. Ty knujesz coś przeciwko królowi.
— Będziesz więc mi pomagał?... — spytał Aramis z uśmiechem ironji.
— O! więcej niż pomocnym będę tobie! więcej niż biernym, ja cię ocalę!
— Oszalałeś, d‘Artagnanie.