Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/119

Ta strona została przepisana.

Nie wiesz jak wtedy śledcze oko płonie,
Jak każdy szelest dech zapiera w łonie,
I jaka boleść gdy mija godzina —
Z nią wprzód spłacona pociecha jedyna.

Aniela.

Otóżto miłość! kochajże tu, proszę!

Gustaw.

Ach kochaj, kochaj; boskie to rozkosze!

Aniela.

Ach nie!

Gustaw.

Dlaczego?

Aniela.

Nie wiem, lecz się trwożę.

Gustaw.

Trwożysz?

Aniela.

Lękam się...

Gustaw.

Jak dziecie lekarza,
Który mu jednak życie wrócić może. —
Ach, obojętność naturę znieważa:
Dusza niezdolna, wybrać, kochać inną,
Zimną rachubą każde czucie zaćmi;
Dla niej jest niczem dla drugich być czynną,
Dla niej łza niemą — ludzie nie są braćmi. —
Lecz gdy miłością serce moje bije,
Gdy powiem: kocham — wtenczas tylko żyję,
Żyję szczęśliwy, i w lubym zamęcie
Świat do podziału pociągam w objęcie.

Aniela.

Tak, gdyby miłość mogła być prawdziwa.