Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/252

Ta strona została przepisana.

Opisz mi ją, mój doktorze,
Powiedz: ładna, piękna, bóstwo!
Młodość, świeżość, wdzięków mnóstwo!
Powiedz, powiedz mój doktorze.

Doktor (śmiejąc się).

Dałem słowo, milczeć muszę,
Lecz nie zgadłbym, na mą duszę,
Że Sylfidy imię nosi.

Leon.

Ja to dałem to nazwisko,
Bo ten duch mój opiekuńczy,
Acz nademną się unosi
I osłania skrzydły swemi,
Nigdy nie był dosyć blizko,
Abym poznał, z istot ziemi,
Czyli też jest z istot nieba.

Doktor.

Ziemi? Nieba? — w tym sposobie
Nienapróżno mnie przysłano,
Bo ci puścić krwi potrzeba.

Leon.

Słuchaj, potém co chcesz zrobię.
Już to więcej niż od roku
Jakaś przy mnie skryta władza,
Strzegąc w każdym moim kroku,
Z wszystkich przygód wyprowadza.
Jeśli czasem na reducie
Do huczniejszych przyjdzie sporów,
Wał przed sobą mam w minucie
Z arlekinów i doktorów.
Gdy gdzie jestem, a deszcz lunie,