Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/108

Ta strona została przepisana.
Pani Kasztelanowa (po krótkiém milczeniu z uśmiechem).

Cóż tu sprowadza Pana... kapitana?

Barski.

Jadę do familii, furman zajechał na popas. Ja tymczasem wziąłem tekę i ołówki — zająłem się rysunkiem niektórych widoków téj pięknéj okolicy i dopiero krople deszczu padając na papier, ostrzegły że trzeba gdzieś szukać schronienia. Muszę wyznać z wdzięcznością, że w sam czas otrzymałem łaskawe zaproszenie, bo przed tak mocnym deszczem, jesienne liście nie długo zasłaniać mogą.

Kasztelanowa.

Przekonałeś się Pan... kapitan, że niebezpiecznie schodzić z bitéj drogi za ujmującemi widokami.

Barski.

Przeciwnie. Nawet i niebezpieczeństwo któreby mi ułatwiło wstęp do jéj domu, byłoby mi przyjemnem.

Kasztelanowa.

A tak, wstęp do domu.

Pani Malska (na stronie).

Dobrze udaje wojskowego, nie ma co mówić.

Kasztelanowa.

Zatém Pan służysz w wojsku?

Barski (zdziwiony).

Jestem kapitanem.

Kasztelanowa.

I dawno już Pan służysz?

Barski.

Lat dziesięć.