Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/091

Ta strona została przepisana.
Zosia (całując ją po rękach).

Ratuj mnie ratuj, dobra, kochana Paulino.

Paulina (biorąc ją w objęcia).

Chętnie i mam nadzieję, że twe troski miną,
Wszystko się załagodzi bez trudności wielu,
I jeszcze będę tańczyć na twojém weselu.

Zosia.

O nie Paulino, tego nie żądaj odemnie,
Ten, co tak mnie obraził, błagałby daremnie.
Wznosząc potwarczych plotek obrzydliwe męty
Więcéj chęcią zniewagi jak gniewem przejęty.
Pragnie, nie wiem dlaczego, widzieć mnie zhańbioną,
Mnie wzrosłą w domu stryja, swoję narzeczoną,
Mnie, która mimo wstrętu oddając mu rękę
Ofiarę dobroczyńcom niosłam na podziękę.

Paulina.

Ależ Zosiuniu droga.. tu nie o nim mowa...
Ja myślałam, że związek co się jeszcze chowa,
Da się z czasem wyjawić, w małżeństwo zamienić.

Zosia.

Jak? co?

Paulina.

Narcyz się z tobą będzie mógł ożenić.

Zosia.

Narcyz? Ze mną?

Paulina.

Jeżeli cały fałsz w téj sprawie,
Państwo Morderscy raczą przebaczyć łaskawie.

Zosia.

Paulino, zatém i ty i ty wierzysz temu.