Niechaj z was który naprzód tu wystąpi,
Niech mnie wysłucha, potem sam rozważy,
Czy wolno wam jest szarpać mnie hakami.“ —
Wszyscy krzyknęli: „Idź ty Malacoda.[1]“
Więc wszyscy w miejscu nieruchomi stali,
Jeden zaś ruszył, a gdy się przybliżył,
Rzecze do Mistrza: „Czego ci potrzeba?“
A Mistrz odpowie: „Sądzisz, Malacoda,
Że mógłbyś widzieć mnie przychodzącego
Aż tu, pomimo wszelkich zawad waszych,
Bez woli Boskiej i przyjaznych losów?
Puszczaj mnie dalej, bo wolą jest Nieba,
Bym komuś dziką tę ukazał drogę.“
Na on czas pycha czarta tak upadła,
Że hak puszczony zwalił się pod nogi,
A on do swoich: „niech go nikt nierazi!“
Żaś Wódz mój do mnie: „O ty, który siedzisz,
Pomiędzy mostu schowany głazami,
Do mnie tu teraz powracaj bezpiecznie.“ —
Wychodzę tedy, i spieszę do niego,
A djabli wszyscy naprzód się pomknęli,
Więc się uląkłem, że umowę złamią.
Tak wylęknionych widziałem żołnierzy,
Którzy się w skutek ugody z Caprony
Wynieśli, wrogów tłum widząc do koła.[2]
Do Mistrza mego, tuliłem się cały,
Nieodwracając oczu od ich twarzy,
Które nic w sobie dobrego niemiały:
- ↑ Malacoda, także wyraz złożony, właściwie znaczy zły ogon.
- ↑ Caprona, był to zamek obronny Pizański, położony nad rzeką Arno. Obywatele miasta Luki, opanowali byli ten zamek, lecz wkrótce potem Pizańczykowie, pod dowództwem hrabiego Guido da Montefeltro, obiegli Capronę i zmusili załogę Lukską do kapitutacji. Stanęła umowa, że żołnierze wyjdą z zamku i że im wolno będzie wrócić bezpiecznie do granic Luki. Jednakże kiedy, oblężeni przechodzili między szeregami nieprzyjaciół swoich — Pizańczyków, ci ostatni groźne wydawali okrzyki i chcieli wymordować bezbronnych; ale dowodzca Pizańczyków niepozwolił na to; Dante osobiście zdajdował się w wojsku pizańskiem. Działo się to w roku 1290.