Potem nad nimi krzyż święty naznaczył,
I dalej, co w tym napisano psalmie,
I wszyscy zaraz na brzeg się rzucili,
A on jak przybył, tak odleciał chyżo.
Rzucona przezeń ciżba się zdawała
Obcą w tem miejscu i patrzała w koło
Jak człek, co widzi nowe dla się rzeczy.
Już Koziorożca ze średnicy nieba
Słońce wprawnem spędziło strzałami,
I na wsze strony blask ciskało dzienny,[1]
Kiedy przybysze, wznosząc ku nam czoła,
Rzekli: „Pokażcie, jesteście świadomi,
Drogę, po której wchodzi się na górę.“
Wirgili odrzekł: „Sądzicie zapewne
Że tego miejsca jesteśmy duchami?
Lecz my jesteśmy, jak i wy, wędrowce,
Chwilą przed wami przybyliśmy tutaj,
Lecz inną drogą, tak dziką i trudną,
Że iść na górę igraszką nam będzie.“
Tymczasem duchy, gdy się przeświadczyły.
Z oddechu mego, żem jest jeszcze żywy,
A jak do posła, gdy z rószczką przybywa,
Chciwy nowiny lud ciśnie się mnogi,
I nikt się mieszać do tłumu nie wzbrania,[2]
Podobnież wszystkie te szczęśliwe dusze
Wzrok swój utkwiły we mnie, zapomniawszy,
Że idą aby w piękność się przystroić.
Potem z nich jedna, aby mnie uścisnąć,
Strona:PL Alighieri Boska komedja 306.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.