Strona:PL Artur Oppman - Monologi.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

Ow tedy dzieciuch na chłopa wyrasta —
Inszy-by zerkał, gdzie gładka niewiasta,
Strapień służebnym przyczyniałby dziewkom,
Oddan amorom, taneczkom i śpiewkom.
Ale w tych sprawiech mądry się nie kocha,
Jedno, że pod czas podchmieli se trocha...
W starych się księgach po uszy zagrzebie,
Aż na mumiją wykieruje siebie.

Gęba mu zżółknie jakoby pergament,
Zda się, że pora pisać mu testament,
W trzydziestu leciech czaszkę ma bezwłosą,
A nogi zgięte ledwo że go niosą.
Wlecze się taki z obliczem znękanem,
Ślepia, pokraka, zaszłe ma blachmanem,
Łeb wzniesie w górę, na niebo się patrzy,
Jakby tam widział napitek najrzadszy.

Gadają: mądry — a pal-że go kaci!
Kto mu za mądrość chocia tynf zapłaci
I cóż że we łbie ma nibyto widniéy
Kiedy on przy tem niejada po trzy dni...
Nie dadzą szatek za najmędrsze słowo,
Stancyi uczoną nie zapłacisz mową,
Ksiąg nie ukąsisz, inkaustu nie łykniesz...
No! zali teraz: — „Vivat mądrość!“ — krzykniesz?!..