Strona:PL Ballady, Legendy itp.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

Со więcej, — okręt grzbiety ich okrąża
I ku przystani, prując fale, zdąża;
Nie dba o wichrów wycie i o burzę.
Lecz kto rozniecił światło to na górze?
Wszak od latarni klucz Jan ma w kieszeni...
Zimny na czole pot aż mu się pieni,
Od źródła światła nie odwraca wzroku.
Nie! nie! nie może wierzyć swemu oku...
Tu wszystko lśni się w ogni świetle jasnem!
Wtem, czy złudzenie? nie — wszak uchem własnem
Słyszy śpiew jakiś, widzi doskonale
Tłum białych cieni na przyległej skale;
Każdemu szaty białe wiatr rozwiewa...
Jak wryty stanął, słucha — tłum wciąż śpiewa.
Dziwny to jakiś śpiew w nieznanej mowie.
Ze strachu włos mu jeży się na głowie...
Patrzy — siwizna mężom po pas spływa,
Wieniec lipowy skronie im okrywa;
Ci, w rękach lutnie, a ci dzierżą miecze:
Śpiewają chórem. Światła snop się wlecze
Od skał na morze, które jasno płonie.
Ucichła burza, gładkie wody tonie
Błyszczą połyskiem zwierciadlanej szyby.
Wiatr skrył się w głębiach i wspłynęły ryby,