Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/304

Ta strona została uwierzytelniona.

W tej samej chwili usłyszał bardzo wyraźnie stłumione westchnienie i poznał, mocą najbardziej wzruszającego przywileju miłości, oddech Pauliny.
— Och! pomyślał, oto mój wyrok. Gdyby ona była tutaj, chciałbym umrzeć w jej ramionach.
Wybuch bardzo szczerego i radosnego śmiechu sprawił iż Rafael obrócił głowę w stronę łóżka: za przeźroczystą firanką ujrzał twarz Pauliny, uśmiechniętej jak dziecko szczęśliwe z udanej psoty; piękne włosy rozsypały się tysiącem pukli na ramiona; była podobna do bengalskiej róży na pęku róż białych.
— Uprosiłam Jonatasa, rzekła. Czyż to łóżko nie należy do mnie? do mnie, twojej żony? Nie łaj mnie, mój drogi, chciałam tylko spać koło ciebie, zrobić ci niespodziankę. Daruj mi to szaleństwo.
Wyskoczyła z łóżka ruchem kotki, ukazała się płomienna w swoich muślinach i siadła na kolanach Rafaela.
— O jakiej przepaści mówiłeś, ukochany? rzekła z wyrazem troski na czole.
— O śmierci.
— Przykrość mi sprawiasz, odparła. Są myśli, których my, biedne kobiety, nie możemy udźwignąć, które nas zabijają. Czy to siła miłości czy brak odwagi? nie wiem. Śmierć nie przeraża mnie, dodała śmiejąc się. Umrzeć z tobą, jutro rano, zaraz, w ostatnim pocałunku, to byłoby szczęście. Zdaje mi się, że żyłabym jeszcze więcej niż sto lat. Co znaczy ilość dni, jeżeli w jedną noc, w jedną godzinę, wyczerpaliśmy całe życie spokoju i miłości?