Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

słowa. Miłość lubuje się w owych pełnych czci onieśmieleniach, podobnych uczuciu jakie wspaniałość Boga budzi w wiernych. Młoda para kroczyła w milczeniu ku mostowi, aby się dostać na lewy brzeg Charenty. Ewa, którą milczenie to wprawiało w zakłopotanie, zatrzymała się w połowie mostu aby popatrzeć na wodę. Od tego punktu aż do miejsca gdzie budowano prochownię, rzeka tworzy niby długą wyspę, na której zachodzące słońce kładło w tej chwili radosne smugi.
— Ładny wieczór! rzekła, szukając tematu; powietrze ciepłe a świeże, kwiaty pachną, niebo wspaniałe.
— Wszystko przemawia do serca, odparł Dawid, próbując dopłynąć do swej miłości przez analogję. Jakąż rozkoszą dla kochających ludzi jest odnajdywać w szczegółach krajobrazu, w przejrzystości powietrza, zapachu ziemi, poezję, którą mają w duszy. Natura mówi za nich.
— I rozwiązuje im język, rzekła Ewa śmiejąc się. Był pan bardzo milczący, kiedyśmy szli przez Houmeau. Wie pan, że czułam się zakłopotana!...
— Była pani tak piękna, że oniemiałem z podziwu! odparł naiwnie Dawid.
— Jestem więc mniej piękna w tej chwili? spytała.
— Nie, ale czuję się tak szczęśliwy iż przechadzamy się tak we dwoje, że...
Zatrzymał się zakłopotany, tocząc wzrok po wzgórzach, po których zbiega droga do Saintes.
— Jeśli pan znajduje jakąś przyjemność w tej przechadzce, cieszy mnie to niezmiernie; czuję się w obowiązku odpłacić panu wieczór, który pan dla mnie poświęcił. Odmawiając pójścia do pani de Bargeton, był pan równie szlachtny, jak Lucjan gdy narażał się na jej gniew swą prośbą.
— Nie szlachetny, ale rozsądny, odparł Dawid. Skoro jesteśmy sami pod tem niebem, bez innych świadków prócz trzcin i krzaków okalających Charentę, pozwól mi, droga panno Ewo, abym ci się