Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/129

Ta strona została przepisana.

Gamard wedle siebie. Poczciwiec mniemał, iż jeśli się usunie na kilka dni, wówczas, z braku pokarmu, nienawiść starej panny wygaśnie. Postanowił tedy udać się, jak bywało nieraz, na wieś, dokąd pani de Listomère przenosiła się z końcem jesieni, w porze gdy niebo w Turenji bywa zazwyczaj czyste i pogodne. Biedny człowiek! spełniał właśnie tajemne życzenia swej strasznej przyjaciółki, której zamiary mogłaby udaremnić jedynie mnisza cierpliwość; ale ksiądz Birotteau, nie domyślający się niczego, nie znający własnych spraw, musiał paść jak jagniątko pod pierwszym ciosem rzeźnika.
Posiadłość pani de Listomère na równinie między Tours a wyżem św. Jerzego, wystawiona na południe, otoczona skałami, łączyła wszystkie uroki wsi i wygody miasta. Wystarczyło dziesięć minut, aby się dostać od mostu w Tours do bramy tego domu nazwanego Skowronkiem: wielka zaleta w stronach, gdzie nikt nie chce się trudzić dla niczego, nawet dla własnej przyjemności. Ksiądz Birotteau bawił w Skowronku blisko od dziesięciu dni, kiedy, pewnego ranka, przy śniadaniu, odźwierny oznajmił mu, że pan Caron chce z nim mówić. Pan Caron był to prawnik prowadzący interesy panny Gamard. Birotteau, nie pamiętając ani wiedząc aby miał jakąkolwiek sprawę z kimkolwiek, wstał od stołu i z pewnym lękiem wyszedł do adwokata: zastał go na terasie, siedzącego skromnie na balustradzie.
— Skoro zamiar księdza dobrodzieja aby opuścić mieszkanie u panny Gamard stał się oczywisty... zaczął prawnik.
— Ależ, proszę pana, wykrzyknął Birotteau, ja nigdy nie miałem zamiaru opuszczać....
— Jednakże, proszę księdza, musiał ksiądz chyba porozumieć się w tym duchu z moją klientką, skoro ona mnie przysyła, abym się dowiedział, czy ksiądz długo zostanie na wsi. Dłuższa nieobecność, jako nieprzewidziana w umowie, może dać powód do wdrożenia kroków! Otóż, panna Gamard, uważając, iż warunkiem najmu...