Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/197

Ta strona została przepisana.

Bonifacemu de Claparon, gdyż umieszczę tę sprawą pod literą Z.
Wszystko to było powiedzane dobrodusznym tonem zdolnym przyprawić o kolki zacnego mieszczucha..
— Źle pan robi, panie hrabio, rzekł Cerizet zdobywając się na stanowczość, będziemy spłaceni w całości i to w sposób, który panu może być trochę przykry. Toteż przyszedłem tu po przyjacielsku, jak się godzi między ludźmi dobrze wychowanymi...
— Tak pan uważa?... odparł Maksym, którego zirytowała ta poufałość Cerizeta. Pod tą impertynencją krył się dowcip à la Talleyrand, jeżeliście sobie dobrze uprzytomnili kontrast strojów i ludzi.
Maksym zmarszczył brwi i spojrzał bystro na Cerizeta, który nietylko wytrzymał ten tusz zimnej wściekłości, ale odpowiedział nań ową lodowatą złościwością, jaką sączą oczy kota.
— A teraz, raczy pan opuścić...
— Zatem do widzenia, panie hrabio. Przed upływem pół roku rachunki nasze będą wyrównane.
— Jeżeli pan zdołasz mi ukraść tą sumą, która, przyznają to, należy się wam zupełnie prawnie, będę panu bardzo obowiązany, odparł Maksym, nauczy mnie pan czegoś nowego... Sługa pański...
— Panie hrabio, rzekł Cerizet, to ja jestem pańskim sługą.
Było to z obu stron jasne, pełne siły i pewności siebie. Dwa tygrysy, które się mierzą wzrokiem zanim się będą bić w obliczu swej ofiary, nie byłyby piękniejsze ani bardziej chytre, niż te dwie natury,