Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/41

Ta strona została przepisana.

— Tak, wuju, odrzekł poważnie doktór. Słuchając tego pozwu, myślałem o tem. Powiadam ci, że stwierdziłem — w innej sferze działania — wiele analogicznych faktów, dowodzących bezgranicznej władzy, jaką może jeden człowiek zdobyć nad drugim. Jestem, sprzecznie z mniemaniem moich kolegów, zupełnie przeświadczony o potędze woli jako siły motorycznej. Widziałem, z wykluczeniem wszelkiej baśni i wszelkiej szarlatanerji, objawy takiego opętania. Uczynki, przyrzeczone magnetyzerowi we śnie, medjum jego skrupulatnie spełniało na jawie. Wola jednego stała się wolą drugiego.
— Postępki wszelkiego rodzaju?
— Tak.
— Nawet zbrodnicze?
— Nawet.
— Gdyby mi to mówił kto inny niż ty, wzruszyłbym poprostu ramionami.
— Mogę ci to pokazać naocznie, rzekł Bianchon.
— Hm, hm, rzekł sędzia. Przyjmując, że przyczyna tego rzekomego opętania należy do tej kategorji faktów, trudno byłoby stwierdzić to i dowieść tego prawnie.
— Jeżeli ta pani Jeanrenaud jest w istocie tak szpetna i stara, nie widzę, jaki inny wpływ mogłaby posiadać, rzekł Bianchon.
— Ale, odparł sędzia, w roku 1814, kiedy te uroki zaczęły działać, ta kobieta musiała mieć o czternaście lat mniej. Jeżeli stosunki jej z panem d’Espard sięgały dziesięć lat wstecz, daty te cofają nas o dwadzieścia cztery lat; w której to epoce dama ta mogła być młoda, ładna, i mogła zdobyć, środkami bardzo naturalnemi, dla siebie i dla swego syna, na margrabiego d’Espard wpływ, któremu mężczyźni nie umieją się oprzeć. O ile przyczyna tego wpływu jest naganna w oczach sprawiedliwości, jest ona usprawiedliwiona w oczach natury. Pani Jeanrenaud mogła się pogniewać o małżeństwo zawarte prawdopodobnie w owym czasie przez margrabiego d’Espard z panną de Blamont-Chauvry; słowem, na dnie