Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

z tych ludzi, którzy niby na wszystko się zgadzają, lecz robią tylko to co sami chcą.
— Spróbuj mu się opierać.
— Próbowałam.
— No i...?
— No i zagroził mi, że obetnie z mojej pensji sumę, która mu będzie potrzebna aby się obejść bezemnie...
— Biedna Stefa! ależ to nie człowiek, to potwór!...
— Potwór chłodny i wyrachowany, z fałszywą peruczką, który co wieczór...
— Jakto, co wieczór?...
— Ależ czekaj! który co wieczór stawia przy łóżku szklankę wody, aby w nią włożyć siedm fałszywych zębów.
— Ależ to istna pułapka, twoje małżeństwo! Ale przynajmniej Armand ma majątek...
— Kto to wie?
— Och, Boże! ależ to wygląda, że w krótkim czasie będziesz bardzo nieszczęśliwa... albo bardzo szczęśliwa.
— A ty, moje złoto?
— Ja, do dziś, mam tylko jedną szpilkę która mnie kłuje; ale kłuje nie do wytrzymania.
— Biedne dziecko! nie oceniasz swego szczęścia. No, powiedz, powiedz!
Tutaj, młoda kobieta pochyliła się do ucha przyjaciółki tak że niepodobna było pochwycić bodaj słówka. Rozmowa zaczęła się na nowo, a raczej skończyła rodzajem konkluzji.
— Więc Adolf jest zazdrosny?
— O kogo? nie rozstajemy się ani na chwilę i to jest, wierz mi, prawdziwa niedola, tego nikt nie zniesie. Nie mogę sobie pozwolić na ziewnięcie; ciągle muszę być w roli kobiety kochającej. To szalenie męczące.
— Linko?
— Co?