Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

— Och, mój Boże! Cóż za przyszłość! Pierwsze moje współczucie było dla pani jako żony; ale teraz żal mi pani podwójnie, myślę o matce... Ach, ileż pani musiała wycierpieć przychodząc tutaj. Biedne, biedne kobiety!
— O, panie sędzio, pan zechce mi dopomóc, prawda?
— Niestety, cóż ja mogę? mówi sędzia, śledząc z pod oka Karolinę. To, czego pani żąda, jest występkiem; jestem przedewszystkiem sędzią, a potem dopiero człowiekiem.
— Och, panie sędzio, chciej pan być tylko człowiekiem...
— Czy pani dobrze rozumie co pani mówi, moja piękna pani...
Tutaj, sędzia ujmuje z lekkiem drżeniem dłoń Karoliny.
Karolina, pomna iż chodzi o honor męża, dzieci, mówi sobie w duchu że to nie jest chwila aby robić skromnisię, pozwala ująć się za rękę, opiera się właśnie natyle, aby rycerski staruszek (szczęściem, jestto staruszek) uczuł się mile połechtany w miłości własnej.
— No, no, moja pani, niechże pani nie płacze, dodaje dygnitarz, byłbym w rozpaczy gdybym miał się stać przyczyną łez tak pięknej kobiety, zobaczymy, przyjdzie pani jutro wieczór wytłumaczyć mi sprawę; trzeba zbadać wszystkie dokumenta, przepatrzymy je razem.
— Panie sędzio...
— To nieodzowne.
— Panie sędzio...
— Niech się droga pani niczego nie obawia, sędzia może pogodzić to, co jest winien sprawiedliwości i... (tu sędzia przybiera filuterny wyraz twarzy) i piękności...
— Ale ja nie wiem.
— Niech pani będzie spokojna, powiada ściskając jej ręce, będziemy się starali zmienić to wielkie przestępstwo w małą nieprawidłowość. I odprowadza Karolinę zdrętwiałą na myśl o narzuconej schadzce.
Syndyk jestto bardzo romansowy młody człowiek, który przyjmuje panią Adolfową z uśmiechem. Uśmiecha się ciągle, bierze ją