Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

ani słowa, skrzyżowała ręce, nie patrzy na ciebie. Jesteś człowiekiem bez duszy, bez serca, wyzutym z uczuć. Tylko ty zdolny jesteś wymyślać „dla przyjemności“ podobne spacery. Jeżeli, na swoje nieszczęście, odważysz się przypomnieć Karolinie, że to ona, dziś rano, domagała się tej wyprawy w imię swoich dzieci i swego pokarmu (karmi sama małą), zasypie cię lawiną zimnych i kłujących słówek.
Toteż znosisz wszystko z rezygnacją, aby, broń Boże, nie popsuć mleka kobiety która karmi i której trzeba umieć wybaczyć niejedną drobnostkę, szepce ci bezlitosna teściowa.
W sercu twem gromadzą się furje Oresta.
Na sakramentalne zapytanie akcyzy: — Czy niema nic do zeznania?... żona odpowiada:
— Zeznaję dużo kurzu i dużo złego humoru.
Śmieje się, urzędnik się śmieje, ciebie zaś bierze nagle pokusa wysypania swej rodziny do Sekwany.
Na domiar nieszczęścia, przypominasz sobie wesołą i swawolną dziewczynę, która miała różowy kapelusik i trzepotała się w kabryolecie, gdy, sześć lat temu, jechaliście tędy aby zjeść śniadanie na trawce. Także porównanie! dużo się troszczyła panna Schontz o dzieci i o kapelusz, którego koronka podarła się na strzępy w gąszczu! Nie troszczyła się o nic, nawet o swoją godność, kiedy swobodą tańca, zbyt daleko posuniętą, zgorszyła dozorców lasku Vincennes.
Wracasz do domu, popędzając z wściekłością normandzką kobyłę. Nie zdołałeś uniknąć ani niedyspozycji konia, ani złego humoru żony.
Wieczorem, Karolina ma bardzo mało pokarmu. Jeśli mała ssąc, drze się w niebogłosy, cała wina spada na ciebie, że więcej dbasz o zdrowie konia, niż o własnego syna, mrącego z głodu, i o córkę, której wieczerza przepadła w sprzeczce domowej, gdzie żona, jak zawsze, miała słuszność.
— Nic dziwnego, powiada, mężczyźni nie są matkami.