Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

dzić równie dobrze jak Pan. Ty masz Paryż i swoje dorożki, ja mam cieniste laski i gęstwiny!... Masz rację, Adolfie, doskonała kombinacja... jestem zupełnie zadowolona, nie gniewajmy się już...
Adolf znosi cierpliwie przez godzinę wylew sarkazmów.
— Skończyłaś już, dziecko?... pyta, korzystając z chwili, w której ona potrząsa głową w czasie artystycznej pauzy po jakiemś pytaniu.
Wówczas Karolina woła na zakończenie: Mam już dość tej wsi, dnia tu dłużej nie zostanę!... Ale wiem, co teraz będzie: ty ten domek zachowasz z pewnością, a mnie zostawisz w Paryżu. Więc dobrze! Przynajmniej w Paryżu będę się mogła zabawiać dowoli, kiedy ty będziesz wodził się po lasach z panią de Fischtaminel. Miła rzecz taka willa Adolfini, gdzie się człowiekowi niedobrze robi skoro się przejdzie w kółko sześć razy po łączce! gdzie zasadzono w ziemię nogi stołowe i kije od miotły, które mają dostarczyć cienia! Siedzi się tu jak w piecu: mury grube na sześć cali! A pan mąż spędza za domem siedm godzin na dwanaście jakie Pan Bóg w dniu stworzył! to cały sens tej willi!
— Słuchaj, Karolciu!
— Gdybyś przynajmniej chciał się przyznać, coś robił dzisiaj? Słuchaj, ty mnie nie znasz: ja będę poczciwa, powiedz tylko!... Z góry cię rozgrzeszam ze wszystkiego coś nabroił.
Adolf miewał stosuneczki przed ślubem; zbyt dobrze zna następstwa wyznań, aby się na nie narażać, odpowiada zatem: — Powiem ci wszystko...
— Więc mów! to bardzo ładnie z twojej strony... będę cię kochała za to jeszcze więcej!...
— Siedziałem trzy godziny...
— Byłam tego pewna... u pani de Fischtaminel?...
— Nie, u rejenta, który ma nabywcę; ale nie mogliśmy się porozumieć: chciał kupić ten dom z całem urządzeniem, wracając więc, wstąpiłem do Brachsona, aby się dowiedzieć, ile mu jesteśmy winni...