Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy wspominałam, że miewam zawroty głowy? mówi Karolina.
— Pst!... przerywa doktór, licząc puls. Wieczorem?...
— Nie, rano.
— Oo, do licha! uderzenia do głowy rano! mówi lekarz, spoglądając na Adolfa.
— No, cóż pan sądzi o stanie żony? pyta Adolf.
— Książę de G. nie pojechał do Londynu, mówi znakomitość oglądając skórę Karoliny, z czego było wiele gadania w dzielnicy Saint-Germain.
— Ma pan tam pacjentów?
— Wyłącznie prawie... Oj, zasiedziałem się! Mam jeszcze dziś rano odwiedzić siedem osób, wśród tych ciężko chore...
Lekarz wstaje.
— I cóż pan o mnie myśli? pyta Karolina.
— Droga pani, trzeba bardzo, bardzo dbać o siebie, pić ziółka kojące, kwiat pomarańczowy, żywić się lekko, białe mięso, dużo ruchu.
— Konkluzja: dwadzieścia franków, powiada sobie w duchu Adolf, uśmiechając się.
Znakomity lekarz bierze Adolfa pod ramię i zabiera go do przedpokoju; Karolina idzie za nimi na palcach.
— Drogi panie, powiada wielki lekarz, umyślnie wobec pani traktowałem sprawę bardzo lekko, bo nie chciałem jej przerażać; zresztą to raczej tyczy pana, i to bardziej niż pan myśli... Nie radzę panu zbytnio żony zaniedbywać; jest to temperament bardzo bujny, zdrowie zastraszająco silne... To wszystko oczywiście musi na nią oddziaływać. Natura ma swoje prawa, które, jeśli się je pogwałci, umieją same nakazać posłuszeństwo. Pani może dojść do stanu chorobowego, w którym gorzkobyś pan żałował swego zaniedbania... Jeżeli ją pan kocha, trzeba ją kochać nieco wyraźniej; jeżeli pańska miłość już wygasła, ale zależy ci na tem aby zacho-