Strona:PL Balzac - Marany.djvu/74

Ta strona została przepisana.

tylko rozkoszą podobania się tobie. Ach! gdybyś była mnie kochała...
— Kobieta, która kocha, rzekła Juana, żyje w samotności i zdała od świata. Czyliż nie tak robimy?
— Wiem, Juano, że zawsze masz słuszność.
Wyraz ten był nacechowany głęboką goryczą i rzucił chłód pomiędzy nich na resztę życia.
Nazajutrz po tym dniu fatalnym, Diard poszedł do jednego z dawnych swoich towarzyszy i znalazł u niego rozrywkę w grze. Na nieszczęście wygrał wiele pieniędzy i znów zaczął grać.
Potem, wszedłszy na tę nieznaczną pochyłość, popadł w życie nieporządne, jakie prowadził dawniej.
Wkrótce przestał obiadować w domu.
Po kilku miesiącach, spędzonych na używaniu roskoszy niezależności, chciał być swobodnym zupełnie i wyprowadzi! się od żony, pozostawił jej wielki apartament i zajął antresolę.
Po upływie roku, Diard i Juana widywali się tylko rano, w czasie śniadania.
Ostatecznie, podobnie jak wszyscy gracze, wygrywał i przegrywał kolejno.
Otóż nie chcąc zrobić uszczerbku w swoim majątku, postanowił usunąć z pod kontroli żony rozporządzanie dochodami; w tym celu pewnego dnia odebrał jej udział, jaki miała w zarządzie domu.
Po nieograniczonem zaufaniu nastąpiły ostrożności niedowierzania. Następnie pod względem przychodu i rozchodu, niegdyś wspólnych dla obojga, przyjął dla