Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

Po tylu daremnych czatach przy ulicy du Sentier, znajdował dziennik przy stole, pijący na umór, wesoły, dobroduszny. Kosztował zemsty za wszystkie swe cierpienia, w artykule, mającym, nazajutrz, przeszyć dwa serca, w które dawno, ale napróżno, pragnął przelać wściekłość i ból jakiemi go napojono. Patrząc na Stefana, powiadał sobie: „Oto przyjaciel!“ nie podejrzewając, że już Lousteau obawia się go jako niebezpiecznego rywala. Lucjan popełnił ten błąd, iż pokazał cały talent: artykuł mierny byłby dlań o wiele korzystniejszy. Blondet przeciwważył zawiść pożerającą Stefana, mówiąc Finotowi, że trzeba kapitulować przed talentem, skoro jest tej miary. Ten wyrok rozstrzygnął o postępowaniu Stefana, który postanowił zostać przyjacielem Lucjana i porozumieć się z Finotem, aby wyzyskać nowego przybysza, utrzymując go w niedostatku. Postanowienie to, powzięte szybko i zrozumiane przez tych dwóch ludzi w całej rozciągłości, wyraziło się w paru zdaniach na ucho:
— Ma talent.
— Będzie wymagający!
— Och!
— Dobrze!
— Ilekroć wieczerzam w towarzystwie francuskich dziennikarzy, zawsze doświadczam uczucia pewnego niepokoju, rzekł dyplomata niemiecki ze spokojną i godną dobrodusznością, zwracając się do Blondeta, którego spotkał już u hrabiny de Montcornet. Jest jedno powiedzenie Blüchera, które panom dane jest urzeczywistnić.
— Jakie? spytał Natan.
— Kiedy Blücher przybył na wzgórze Montmartre, wraz z Saakenem, w 1814 — darujcie mi, panowie, że przenoszę was myślą w ten dzień tak dla was fatalny — Saaken, który był brutal, rzekł: „Zatem, puścimy z dymem Paryż! — Niechże Bóg broni, Francja umrze tylko z tego!“ odparł Blücher, ukazując ten wielki wrzód, który rozciągał się u ich stóp, rozżarzony i dymiący, w dolinie Sekwany. Błogosławię Boga, że niema dzienników w moim kraju,