Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

— Trzymamy mężczyzn przez ich przyjemności, rzekła Floryna; dyplomaci biorą ich jedynie miłością własną; dyplomaci widzą ich w pompie, my w negliżu; jesteśmy tedy mocniejsze.
— Dobijając targu, Matifat popełnił jedyny dowcip jaki mu się wymknął w całym żywocie pigularza: „Ostatecznie, rzekł, ten interes jest w zakresie mego przemysłu!“
— Podejrzewam Florynę, że mu go podszepnęła, wykrzyknął Lucjan.
— Zatem, drogi adonisie, podjął Lousteau, zrobiłeś pierwszy krok do fortuny.
— Urodził się pan w czepku, rzekła Floryna. Iluż młodych ludzi drepce lata całe po Paryżu nie mogąc umieścić jednego artykułu. Będzie z panem tak, jak z Emilem Blondet. Widzę już, za pół roku, pańską ważną fizjognomję! dodała z uśmieszkiem, spoglądając drwiąco na Lucjana.
— A ja! czyż nie tkwię w Paryżu trzy lata, rzekł Lousteau, a dopiero od wczoraj Finot daje mi stałych trzysta franków na miesiąc za naczelną redakcję, pięć za kolumnę i sto za arkusz w tygodniku.
— Zobaczymy, rzekł Lucjan.
— Mój drogi, rzekł Lousteau dotknięty, ułożyłem wszystko jakbyś był moim bratem; ale nie odpowiadam za Finota. Finot będzie oblężony przez sześćdziesięciu obwiesiów, którzy, jutro pojutrze, zaczną się licytować in minus. Przyrzekłem za ciebie, możesz się zrzucić, jeśli chcesz. Nie oceniasz swego szczęścia, rzekł dziennikarz po pauzie. Będziesz, tem samem, należał do kategorji, której członkowie atakują swoich nieprzyjaciół w kilku dziennikach i wspomagają się wzajem.
— Chodźmy przedewszystkiem do Felicjana Vernou, rzekł Lucjan, któremu pilno było zapoznać się z groźnymi sępami literatury.
Lousteau posłał po kabrjolet; dwaj przyjaciele pomknęli na ulicę Mandar, gdzie Vernou mieszkał na drugiem piętrze. Lucjan