Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

— Będę robiła długi, wykrzyknęła Koralja.
I znów zaczęła tańczyć gigę z Lucjanem.
— Trzeba, w takim razie, przyjąć propozycje Finota, wykrzyknął Lucjan.
— Dalej, rzekła Koralja, ubieram się i odwożę cię do redakcji; zaczekam w powozie na bulwarach.
Lucjan siadł na sofie, patrzał na aktorkę robiącą tualetę i pogrążył się w refleksjach. Byłby wolał raczej zostawić Koralji wolność, niż brać na siebie takie zobowiązania; ale była tak piękna, tak ślicznie zbudowana, tak ponętna, iż poeta dał się uwieść malowniczym pozorom cyganerji i rzucił rękawiczkę w twarz fortuny. Berenice miała się zająć przeprowadzeniem i instalacją Lucjana. Następnie, tryumfująca, piękna, szczęśliwa Koralja porwała ukochanego poetę i przejechała przez cały Paryż, aby dotrzeć na ulicę St. Fiacre. Lucjan wbiegł lekko po schodach i z pańską miną wkroczył do redakcji. Pomidor, wiecznie z plikiem stemplowanego papieru na głowie, oraz stary Giroudeau oznajmili mu, z miną dość obłudną, że niema nikogo.
— Ależ współpracownicy muszą się gdzieś spotykać, aby się porozumieć co do numeru, rzekł.
— Prawdopodobnie, ale redakcja mnie nie obchodzi, rzekł kapitan gwardji, który wziął się do sprawdzania opasek ze swojem wiecznem: hum! hum!
W tej chwili, przypadkiem, — szczęśliwym czy nieszczęśliwym? — Finot wszedł, aby wtajemniczyć wuja w rzekomą abdykację i polecić mu dozór swoich interesów.
— Niema co robić dyplomacji z panem, należy do dziennika, rzekł do wuja Finot, ściskając równocześnie rękę Lucjana.
— A, pan należy?... wykrzyknął Giroudeau zdziwiony gestem siostrzeńca. No, no, drogi panie, nie trudno panu przyszło się dostać.
— Chcę z panem omówić warunki, aby pana nie wykiwał nasz Stefanek, rzekł Finot, obejmując Lucjana bystrem spojrzeniem.